Rodzić w Raszei

Jak rok temu przygotowywałam się do porodu, najważniejszą rzeczą o jakiej musiałam zdecydować był wybór szpitala. Okazał się on niełatwy. Szukałam w internecie recenzji szpitala, niestety nie znalazłam ich zbyt wiele, co mnie zmartwiło, ale pozostały mi przecież wiadomości z pierwszej ręki, czyli od koleżanek które już rodziły.

Na wstępie odrzuciłam dwa szpitale więc wahałam się pomiędzy szpitalem specjalistycznym Św. Rodziny oraz szpitalem miejskim im. Franciszka Raszei. Dla większości pewnie wybór szpitala jest rzeczą oczywistą, ponieważ rodzą tam gdzie pracuje ich ginekolog lub położna. Ja nie miałam takiej możliwości. Internet przejrzałam wzdłuż i wszerz, zasięgnęłam opinii ekspertów i zadecydowałam, że moją uwagę skupię na szpitalu im. F. Raszei. Jest to opinia subiektywna, oparta na plusach i minusach obu placówek jak i zażyłości koleżanek, których pytałam o zdanie :)

Tak więc chciałam dołożyć swoją cegiełkę i pomóc w wyborze najlepszego miejsca do porodu przyszłym mamom, pisząc tą recenzję.

Plusy:

  • szpital jako jedyny w Poznaniu w każdej sali porodowej posiada wannę

  • sale porodowe są kolorowe, co jest miłe dla oka :)

  • dobre wyposażenie sali (drabinka, piłka, worek sako, materac)

  • wspaniałe, pomocne i miłe panie położne na wszystkich oddziałach, jak i pielęgniarki, lekarze i cała obsługa szpitala

Minusy:

  • jedyny i największy - atmosfera podczas przyjęcia na izbie przyjęć

  • przez dwa dni pobytu na oddziale fizjoterapeutów widziałam raz - życzyłabym sobie większej opieki z ich strony

  • brak parkingu przyszpitalnego

Może jednak cofnę się do samego początku, jak z mężem jechaliśmy do szpitala. Pierwszy problem jaki może się pojawić jeśli pojedzie ktoś własnym samochodem tam w ciągu dnia, to problem z zaparkowaniem. W pobliżu jest parking, ale nie do końca sprecyzowane są opłaty jakie należałoby uiścić w parkomacie. Szpital nie posiada własnego parkingu, najlepiej parkować na sąsiadujących z nim ulicach, płacąc za strefę. My jechaliśmy w nocy więc miejsca były :) Poszliśmy do izby przyjęć i na wstępie Pani tam pracująca od razu wyprosiła męża za drzwi. Nie było to uprzejme, nawet nie poinformowała Nas co się będzie teraz działo. To był nasz pierwszy poród, więc nie wiedzieliśmy czego powinniśmy się spodziewać. Powiedziałam, że zaczęły się skurcze (teraz wiem, że były nieregularne i mogłam się wstrzymać z jechaniem do szpitala) ale w tamtym dniu zupełnie nie było to dla mnie tak oczywiste. Traktowanie ciężarnej w sposób, który sugeruje “po co Pani tu przyjechała, jest jeszcze za wcześnie, powinnam odesłać Panią do domu” jest bynajmniej nie na miejscu. Koniec końców przyszedł lekarz i stwierdził, że jest wolne miejsce na patologii ciąży to mnie tam umieszczą. W tym czasie mój biedny mąż, który czekał na ławeczce odchodził od zmysłów. Zastanawiał się nawet czy nie zaczęłam rodzić, a on nic nie może poradzić i za chwilę podadzą mu do rąk dziecko xD Ostatecznie wyszłam po niego, powiedziałam że zostaję w szpitalu, pomógł przebrać mi się w pidżamę i poszliśmy na patologię ciąży. Tam przyjęły mnie dwie panie, które na powitanie rzuciły “dlaczego torba, kto pani to będzie nosił”. W mojej głowie tymczasem pędziły myśli w kierunku -> A co walizka? ja nie jestem typem pani z walizką i w mieszkaniu mam torby bądź plecaki turystyczne. Już miało mi się wymsknąć: faktycznie, należało spakować się w plecak turystyczny. Na szczęście już miłym tonem Pani poprosiła, by mąż zaniósł mi torbę do wskazanej przez nią sali. Myśleliśmy, że zamienimy z sobą parę słów, jednak okazało się że nie ma czasu, środek nocy to mąż ma uciekać do domu, a ja muszę wypełnić formularz przyjęcia. Na odchodne usłyszał, że jak żona nie zacznie do jutra rodzić, to następnego dnia może pojawić się dopiero o 14 w porze odwiedzin (dopowiem, że był wściekły) :) Jak trafiłam do sali to podpięli mnie pod ktg, potem zasnęłam i nad ranem kolejne ktg. Wtedy poczułam, że skurcze się nasiliły i stały się regularne. Podczas rozmowy z sąsiadkami łóżkowymi :) podczas skurczu już milkłam. Czułam, że to był ten moment kiedy mogłam jechać do szpitala ;p Zaczął się poranny obchód, poszłam na badanie i okazało się że mam już 5 cm rozwarcia. Lekarz stwierdził, że skoro przez 4 godziny posunęło się o 4 cm to czeka mnie szybki poród (i tu się mylili, nie był tak szybki jak tego oczekiwałam). Dostałam zgodę na przeniesienie się na salę porodową, więc z mega uśmiechem wróciłam do sali i zaraz zadzwoniłam do męża poinformować, że ma jechać bo idę rodzić :) Telefonem moim przeszkodziłam w smażeniu kotletów, później mi opowiadał, że nie mógł się na niczym skupić więc stwierdził, że przygotuje obiad, no ale nawet dobrze się za to nie zabrał bo zadzwoniłam. Rzucił wszystko i po 30 minutach był już u mnie. W sumie niedługo po tym jak sama znalazłam się w sali porodowej. Oczywiście zanim tam trafiłam ponownie pojawił się problem ciężkiej torby, ale uratowała mnie położna :)

Muszę przyznać rację, że nie miałam opracowanego planu niesienia ciężkiej torby. W sumie nie przypuszczałam, że tyle będę z nią wędrować. Myślałam, że od razu trafia się na właściwą salę i nie ma potrzeby taszczenia torby. Dla mnie nie było problemem wziąć ją na ramię lub ciągnąć po podłodze bo miała długi pas - ale panie nie były zachwycone tym pomysłem więc koniec końców mnie wyręczyły. Przyznam się, że miałam tam 4l wody, z których 2l wypiłam podczas porodu. Panie się śmiały, że pewnie całą zgrzewkę wody tam chowam - nie przyznałam się że mają rację) Uważam, że powinno się zmienić artykuły “torba do szpitala” na “walizka do szpitala” by ustrzec przyszłe mamy przed faux-pas

Na sali porodowej, jak ujął to mój mąż: “Wizję miałem że Anię zastanę przy tych samych wrednych babach i że będzie w takim samym małym pokoju z dwiema innymi kobietami... a tu się zaskoczyłem... wszedłem do dużej jednoosobowej sali. Ania uśmiechnięta leży na łóżku, obok piłki, drabinki, nawet wanna porodowa, łóżeczko dziecięce obok, położne się miło przywitały - inne miejsce ;)” Sala naprawdę spełniła moje oczekiwania, było ciepło, co dla mnie wiecznego zmarzlucha jest rzeczą podstawową. :) Czego nie mogę powiedzieć o sali na patologii ciąży, ale może to tylko moje subiektywne odczucia, jak leżałam nad ranem w koszuli, pod cienkim kocykiem, bo o szlafroku który mogłam na siebie założyć, całkowicie w tamtym momencie zapomniałam. W oknach sali porodowej były rolety dzięki czemu można było wpuścić trochę słońca do pokoju lub zasłonić i się zdrzemnąć. Pani położna wspaniała, cierpliwa, pogodna, opiekuńcza. Zaglądała do Nas co 45 min, więc mieliśmy trochę intymności. Uważam, że z całego sprzętu jaki znajdował się wtedy na sali, najlepszym była wanna. Poczułam się jak w saunie. Pani położna podkręciła na maksa grzejnik, wlała ciepłą wodę - a ja nareszcie odpoczęłam. Tak jak wcześniej nie udało mi się przespać, to tutaj trochę podsypiałam. Dzięki temu zregenerowałam się i byłam gotowa do porodu :) Podczas porodu nagle tłoczno zrobiło się w mojej sali, nie zauważyłam kiedy pojawiło się kilka dodatkowych kobiet, ale niespecjalnie mi to już przeszkadzało. Niedługo potem przyszła na świat moja córka. Plan porodu został zaakceptowany przez położną, ale w jego trakcie zmieniłam decyzję co do dwóch jego punktów za namową położnej. Cieszę się że rozmawiałyśmy o możliwościach jakie mam i podjęłam decyzje, które wspomogły mój poród. Po porodzie, mąż zajął się córką, samodzielnie założył pierwszą pieluszkę i oklepywał stworka by mógł dobrze oddychać. Zapytano mnie czy miałabym ochotę zjeść obiad, pomyślałam, że nie jestem specjalnie głodna, ale jak dają to trzeba brać, więc zdecydowałam się i po chwili talerz już był pusty :) Smakowało :)

Zawieźli Nas na oddział noworodkowy do dwuosobowej sali. Sala przytulna z łazienką, łóżka oddzielone zasłoną, był zlew, pieluszki dla maluszka, przewijak, chusteczki do mycia. Byłam szczęśliwa bo mąż mógł zostać z Nami do godziny 20. Zostałam poinformowana, że prysznic mogę wziąć dopiero po 6h od porodu. Zastanawiałam się czy będą pamiętali, że mam się umyć; bo musiałam mieć obstawę gdybym zasłabła; bo mój prysznic przypadał na godzinę 21:30. Pamiętali. Muszę Wam się przyznać, że jak usłyszałam o godzinach odwiedzin 14-20 to byłam przerażona, że dopiero o 14 następnego dnia zobaczę męża, ale już drugiego dnia zrozumiałam dlaczego tak jest. Budziłam się o 7 rano i powiem Wam że od 7-14 przez nasz pokój ciągle ktoś się przewijał, a to panie sprzątające, pielęgniarki, śniadanie, obchód lekarski, lekarze do maluszka, cały czas młyn, potem obiad i już była 14 i uśmiechnięty mąż pojawiał się w drzwiach sali :) Jak trafiłam na oddział noworodkowy i zostałam już sama z córką, to byłam trochę przybita faktem, że ja leżę, ledwo ogarniam co i jak ze sobą i dzieckiem zrobić, jak poradzić sobie z bólem nóg i miednicy, a moja towarzyszka z sali, chodzi, jest pełna życia, dziecko przewijała z taką wprawą jakby było to jej trzecie. Po rozmowie z nią dowiedziałam się, że to był jej pierwszy poród, że pierwszy dzień jest ciężki, ale później jest coraz łatwiej. Później ja zostałam tą mamą, która chodzi i wszystko ma pod kontrolą :)

Osobiście jestem bardzo zadowolona z wyboru szpitala im. F. Raszei. Mimo mało atrakcyjnego przyjęcia w izbie przyjęć, uważam że warto rozważyć właśnie ten szpital jako miejsce, w którym na świat przyjdzie Wasze potomstwo. Mam nadzieję, że nie zraziłam Was, chciałam jedynie przedstawić wszystkie za i przeciw. Starałam się opisać wszystko tak jak było, bez upiększania. Mam nadzieję, że udało mi się przedstawić wszystkie plusy i minusy i tym samym pomogą one Wam w podjęciu decyzji.

Previous
Previous

Połóg - czy na pewno z górki na pazurki?

Next
Next

Blizna po cc - na plażę tylko w jednoczęściowym kostiumie?